piątek, 20 stycznia 2017

Praca z psem lękliwym- część pierwsza.

Postanowiłam podzielić wpis na dwie części. W trakcie pisania doszłam do wniosku, że treści jest już całkiem sporo a ja nawet nie otarłam się o meritum sprawy. Więc w tym wpisie skupię się na samej historii jak Racka trafiła do nas a za 2 tygodnie opiszę dokładnie moje doswiadcznie z pracy z nią i opiszę dokładnie metody pracy z psami lękowymi. 

Zacznijmy może od tego, że w ogóle tego nie planowałam. Nie planowałam drugiego psa tw tak krótkim czasie po zaopiekowaniu się Wisą ale prewencyjnie zaczęłam cisnąć lekko ukochanego jakieś 8 miesięcy później "kooooocie a może weźmiemy drugiego psa?? Pliiiiiz, przecież widzisz jak wywiązuję się z opieki nad Wisą, tak jak się umawialiśmy, że nic prawie przy niej nie musisz robić". Ale cisnęłam tak tylko minimalnie bo sama do końca nie wiedziałam czy chcę teraz drugiego psa czy nie. Przygotowywałam po prostu grunt, w razie gdyby nagle się trafiła jakaś psina absolutnie kryzysowa lub wręcz odwrotnie, absolutnie idealna i cudowna, to żebyśmy mieli już te nieprzyjemne rozmowy za sobą. Przekupstwo nie wchodziło w grę. Za wysoka stawka. Obietnice też średnio działały bo ja często łamię obietnice dawane "za coś" (nie zliczę razów kiedy obiecałam, że nie zamówimy już żadnej pizzy od danego dnia). Agresywne naciskanie powodowało, że Kot (tak określam ukochanego od czasu kiedy się poznaliśmy) nadymał się jak nadymka i wystawiał kolce i dalszej rozmowy już nie było. Popłakiwanie jedynie go irytowało (taki z niego zimny drań). Co jakiś czas przeszukiwałam forum Pomorskiej Fundacji Rottka (bo miał być kumpel dla Wisy), lokalnego schroniska i kilku innych fundacji. Średnio raz na tydzień padało moje pytanie, zadane tak proforma, bez przekonania "Koooot, a może tego weźmiemy? Ładny rottek, idealne para dla naszego Wisielca". Ale potem myślałam sobie "ej, po co mi drugi pies, Wisa mimo zdania egzaminu, jest nadal totalnie nieogarniętym świerem, ma akurat 2 lata więc najgorszy wiek, drugi pies mi nie potrzebny". Aż do dnia 23 maja 2016r. Koleżanka, z którą chodziłam do szkoły (tej psiej ;) ) napisała do mnie, że ma u siebie tymczasa na rehabilitację. Że suczkę maleńką. 5 kilo max. Niecały rok, Że odebrana interwencyjnie przez policję od patorodzinki, która trzymała ją zamniętą w szopie i katowała. Sąsiedzi się ulitowali, bo ciągle było słychać piski krzywdzonego psa i zadzwonili. Że panicznie boi się ludzi i robi kupę pod siebie ze strachu jak za bardzo się do niej człowiek zbliży. I wysłała mi to zdjęcie:




Skręciło mnie aż w środku. To był TEN pies. Mój pies idealny. Czasami tak jst, że ogląda się setki zdjęć, jest się pod wrażeniem zdjęcia pięknego, młodego rottweilera do adopcji, którego zachowanie to cud miód itp. ale nie ma tego zrywu w sercu. A tu był. To się po prostu czuje ;) W tym momencie rozum poszedł się wietrzyć a serce kompletnie przejęło władzę nade mną. I mimo, że osoba, którą uważam za swojego mentora czyli Jacek Gałuszka ostrzegał "nie bierz dwóch suk, nie jesteś na to gotowa, trudniej połączyć dwie suki ze sobą", i mimo, że sama sobie tłumaczyłam, że to nie jest dobry pomysł, że nie umiem pracować z psem lękliwym bo nie ćwiczyłam tego, że nie poradzę sobie, że to szczeniak i będzie jeszcze trudniej- to i tak wśrodku już zdecydowałam. To jest zdjęcie z dnia, w którym została odebrana gdy bała się oddychać głośniej u dziewczyny, która ją przejęła:




Monia już wiedziała, że łyknęłam haczyk i zaczęła zalewać mnie zdjęciami i filmikami małej. W końcu postanowiłam, że jedziemy do Moni, do Elbląga, bierzemy Wisę i poznajemy dziewczyny ze sobą "a potem sie zobaczy" :D To "potem się zobaczy" to była furtka bezpieczeństwa dla Kota ale chyba od początku wiedział, że nie ma opcji, żeby z niej skorzystać. Weekend zapowiadał się ciekawie bo Monia oprócz małej ma swoje dwa psy: rottweilera i chichuachue ;) W trakcie spędzonych u nich ponad 24 godzin mała pozwoliła mi się dotknąć dopiero drugiego dnia, jednym palcem i to przez sekundę. Do Wisy nie zbliżała się i uciekała przed nią przerażona. Wiedziałam, że będzie ciężko ale Monia odwaliła kawał dobrej roboty przez 3 miesiące kiedy mała u niej była. Termin przyjazdu małej do nas ustaliliśmy wszyscy na 26 sierpnia. W międzyczasie miałam milion myśli przeciw adoptowaniu drugiego psa, a dodatkowo z takimi problemami. Kiedy Monia z Racą (bo takie imię dla niej wybraliśmy) wyruszyła z Elbląga do nas miałam totalny stan przedzawałowy. Co ja najlepszego zrobiłam?? Nie dam rady. Ja umiem pracować z psami agresywnymi, nie lękliwymi. Fakt- przeczytałam dostępne na polskim rynku książki o pracy z psami lękliwymi. Ale to teoria. No trudno. Odwrotu nie było. Gdy Monia wysiadła z samochodu z Racą, całą zarzyganą po podróży, nie do końca ogarniałam co się ze mną dzieje z nerwów. Raca pierwsze co obszczekała mnie i za nic nie chciała się do mnie zbliżyć. Wzięłam Wisę z domu i poszłyśmy się przejść. Każda próba zbliżenia się Wisy do Racy kończyła się paniką małej i ucieczką. A ja za chwilę miałsm zostać sama z tą dwójką i swoim przerażeniem, że nie dam rady i cojawogólemamrobić???!!! Ukochany był w pracy więc naprawdę miałam zostać sama. 
Koniec końców absolutnie nie było źle. Ogromnie pomógł mi kurs behawiorysty i szkoleniowca, który ukończyłam egzaminem z Wisą. Bez wiedzy zdobytej tam byłoby mi o wiele trudniej. Dzięki wiedzy i wsparciu Moni i mojego ukochanego z każdym tygodniem było lepiej. Praca z psem po traumatyczych przejściach to nie dni. To tygodnie a czasami miesiące od jednego postępu do drugiego. U Racucha (tak najczęśćiej na nią wołamy) to były tygodnie. Z Wisą poszło naszybciej. Dziewczyny absolutnie się w sobie ZA-KO-CHA-ŁY w ciągu kilku dni. Na początku Wisa traktowała Racuszka jak trochę obrzydliwego robaka, który za nią łazi :P 




Dziś są absolutnie nierozłączne. Jedna bez drugiej sie nie rusza i na odwrót. Robią to samo, małpują od siebie różne zachowania (niestety gorszych zachowań psy uczą się od siebie błyskawicznie, kompletnie ignorując te dobre zachowania). Jeśli jedna leży na pufie to druga natychmiast zajmuje drugą pufę. 



Niestety obcych psów Raca bardzo się boi. Potrzebuje czasu, żeby poznać psa i polubić go. 
Tak samo jest z ludźmi. Goście wywołują u niej strach i agresję spowodowaną strachem. Staram się nad tym pracować ale ciężko jest pracować z gośćmi jak się jest takim socjopatą jak ja, który praktycznie nie zparasza nikogo do siebie... Wierzę, że uda mi się w najbliższym czasie ogarnąć wszystkie lęki i koszmary Racki. I jestem naprawdę szczęśliwa, że zdecydowaliśmy się adoptować Racucha. Oboje kochamy ją bardzo, jest naszym małym, zakręconym szczęściem. Jest urocza, kochana, słodka, przytulaśna i strasznie śmieszna. Z Wisą tworzą idealny duet :)


  

czwartek, 1 grudnia 2016

Reaktywacja.

Witam Was po półrocznej przerwie. Niestety bardzo wiele wypadków i spraw nałożyło się na siebie przez ostatnie pół roku i spowodowało to czasowe zawieszenie obydwu moich blogów. Jeśli jesteście ciekawi co dokładnie sie działo, zapraszam TU. Teraz jednak wracam z obietnicą regularanych wpisów. Fan Page na Fejsbuku również działa od jakiegoś czasu i teraz notki będą pojawiały się regularnie raz na dwa tygdnie. Tak samo będzie na drugim, kulinarnym blogu. 
Z szybkich informacji. Jesteśmy od prawie 3 miesięcy we czwórkę.




 Jest super. Ja zdałam egzamin potwierdzający moje umiejętności trenerskie. Żyjemy Jest fajnie :) 

W ramach przeprosin za półroczną przerwę postanowiłam zorganizować konkurs. Nagrodą jest dowolnie wybrana przez zwycięzce obroża od produkującego cudowne akcesoria KOOKITO DESIGN. Absolutnie dowolna ;) Planuję również co kilka miesięcy robić podobne konkursy z nagrodami, które zawsze będą praktyczne i wartościowe. To jest mój pierwszy konkurs więc proszę o wyrozumiałość :)

Co zrobić, żeby mieć szansę na zdobycie nagrody? 

Należy: 
  • polubić Fan Pejdża na Fejsbuku
  • koniecznie polubić Fan Pejdża KOOKITO DESIGN
  • udostępnić na swojej tablicy zdjęcie konkursowe wraz  z postem jak PUBLICZNE
  • napisać pod postem na Fan Pejdżu "Zrobione"
  • czekać na wyniki konkursu :)

Konkurs startuje dziś- czyli 01.12.2016r. a kończy się 10.12.2016r.  Losowanie zwycięzcy nastąpi 11 grudnia i wtedy poznacie wynik :) 

Tak więc zapraszam do konkursu i życzę powodzenia :) A za dwa tygodnie kolejny wpi. 


czwartek, 2 czerwca 2016

Recenzja. AniFlexi FIT firmy GameDog.

Witajcie :)
Dziś przed nami kolejna recenzja. Tym razem na tapetę bierzemy preparat znanej marki GameDog- AniFlexi FIT. Z zakupem preparatu nosiłam się od jakiegoś czasu. Po raz pierwszy mam psa prawie od szczeniaka (Wis trafiła do mnie mając 11 miesięcy) i postanowiłam poprowadzić jej rozwój tak, żeby wyrosła na zdrowego, silnego i przede wszystkim szczęśliwego psiaka. A każdy miłośnik rasy wie, że rottweilery są szczególnie narażone na problemy ze stawami wiec warto stosować jakiś preparat ochronny nawet profilaktycznie. Preparaty firmy GameDog są polecane na różnych forach i grupach dyskusyjnych więc czułam, że decyzja nie będzie chybiona. Paczka z preparatem trafiła do mnie już następnego dnia po rozmowie z firmą GameDog. Dodatkowo,w paczce znalazłam kilka gadżetów, które stopiły moje serce bo jak każdy wie jestem niepoprawną gadżeciarą ;)



Paczka zawierała: preparat AniFlexi FIT 250 gramów, smyczkę do kluczy, naklejkę, odblask i ulotkę.




Rzućmy teraz okiem na co tak naprawdę działa i co zawiera preparat. Zaznaczam, że wszelkie screeny pochodzą z oficjalnej strony producenta. 


Opis bardzo zachęca. Mój TeŻet po przeczytaniu powyższego opisu stwierdził, że on powinien też zacząć to brać skoro to ma tyle plusów ;)

Skład jest tak naprawdę w 100% naturalny. Nie ma chemii i sztucznych dodatków.


Dawkujemy w następujący sposób: w normalny, nietreningowy dzień- 2 gramy czyli 1/2 dołączonej do opakowania miarki na każde 20 kilogramów masy ciała psa. W dzień treningowy dodatkowo 2 gramy na każde 20 kilogramów masy ciała psa nie później niż godzinę przed treningiem.

My ćwiczymy 2 razy w tygodniu z obrożą z obciążeniem i w te dni stosujemy powiększoną dawkę. Sam preparat wydaje mi się niezwykle wydajny. Używamy go już ponad 9 tygodni i zeszło dopiero pół opakowania.


Przy takiej wydajności cena za produkt- 89 zł wydaje się być bardzo rozsądna i opłacalna. Porównałam produkt do takich samych preparatów innej firmy i GameDog wypada najlepiej biorąc pod uwagę wydajność i ilość w opakowaniu. Poza tym kupno takiego preparatu to inwestycja w zdrowie swojego psiaka. A kto normalny chciałby oszczędzać na ukochanym psie? 



Sam proszek po dodaniu do wody tworzy taką "mordoklejkę". Nie rozpuszcza się w wodzie tylko zbija się w lepiące gluty. 


Ja mieszam Wisie proszek zawsze rano z mięsem. Wiem, że niektórzy dają do wylizywania sam proszek albo mieszają z wodą pitną. Mi najwygodniej mieszać z mięsem. Może to zabawne ale moim zdaniem proszek pachnie lodami karmelowymi :P
Oczywiście testowałam różne sposoby podawania i zarówno na sucho jak i w malutkiej ilości wody oraz normalnym posiłku preparat jest zjadany równie chętnie przez Wisielca.   

Jak wyglądają efekty stosowania preparatu AniFlexi FIT??

Szczerze mówiąc nie wiedziałam czego się spodziewać. Przecież jest to preparat działający wewnętrznie, jak zobaczę zmianę?? Otóż widzę ją :) Chociażby po zachowaniu mojej suczy. Zawsze była skoczna ale czasami przy lądowaniu z większej wysokości jęczała przy zderzeniu z ziemią. Teraz skacze, szaleje i podskakuje polując na motyle i nawet się nie zająknie. Dodatkowo czuję namacalnie różnicę w jej umięśnieniu. Ma twardsze i lepiej zarysowane mięśnie pod skórą. Ja przestałam się martwic za każdym razem jak ona dostaje świra i zaczyna swoje dzikie skoki bo wiem, że jej stawy są dobrze chronione. Zauważyłam ten, że ma ładniejszy, bardziej sprężysty krok, płynniej się rusza.



Myślę, że to mogłoby być ważne dla ludzi wystawiających swoje psy. Motoryka jest dla hodowców i wystawców bardzo ważna. Dodatkowo Wisa zdecydowanie szybciej dochodzi do siebie po wyczerpującym marszu. Ostatnio zrobiłam test, zarówno siebie jak i Wisy: przeszłyśmy ponad 50 kilometrów w jeden dzień :) Byłam w domu o 17 a o 22 po Wisce nie było widać śladu zmęczenia. 

Podsumowując: jestem bardzo zadowolona z testowanego produktu, efekty są widoczne gołym okiem. Więcej nie trzeba dodawać ;)

Suplement diety dla psów AniFlexi FIT firmy GameDog

Plusy:
+ preparat jest bardzo wydajny
+ ma ładny zapach i jest chętnie zjadany przez mojego psa 
+ cena jest bardzo odpowiednia 
+ efekty są naprawdę widoczne już po 8 tygodniach
+ preparat można podawać zarówno zapobiegawczo jak i w dodatkowo przy uprawianiu sportu

Minusy:
- myślę i myślę... i wymyślić nie mogę. Nie widzę żadnych minusów. Inwestowanie w zdrowie swojego psa nigdy nie ma minusów, pamiętajcie!!

Oczywiście standardowo zapraszam Was do polubienia Fejsowego Fan Pejdża :)

niedziela, 17 kwietnia 2016

Zabawka DIY z kartonowych tutek po papierze toaletowym.

W ciągu całego mojego życia, w trakcie którego zawsze towarzyszyły mi psy, nauczyłam się bardzo wiele. Jedną z takich nauk jest to, że najlepsze zabawki to najprostsze zabawki. Oczywiście są psy, które lubią bawić się wszelkimi firmowymi gryzakami i zabawkami za tysiącpięćset złotych. Ale ZAWSZE lepsze od tych drogich zabawek będą: ukradziona, dziurawa skarpetka, zmięta w kulkę kartka papieru, która wypadła z kosza na śmieci, stary but, drewniana łyżka, rolka po papierze toaletowym... O!! Rolka!! Właśnie na tym się dziś skupimy. Wisa ma świra na punkcie tutek po papierze toaletowym. Prawdziwego świra. Rolki po papierze drze z taką namiętnością i takim zapamiętaniem, że nie mogę jej ich odmówić. Zaczęłam je nawet zbierać w pracy...



I dziś powiem Wam jak szybko i tanio zrobić zabawkę, którą Wasz psiak zajmie się na dłuuugie chwile a dodatkowo sprawi mu to ogromną frajdę. 
Do wykonania zabawki będziecie potrzebowali:

  • pudełko po butach
  • 15 tutek po papierze toaletowym
  • 15 (lub mniej) rodzajów smaczków


Tutki po papierze należy zagiąć w odpowiedni sposób, trochę jak kopertę. Najpierw zaginamy dwie przeciwległe boki do siebie a potem te które zostały traktujemy tak samo. 



Oczywiście cały proces jest niezwykle bacznie monitorowany i nadzorowany przez Księżną Nadzorującą, która co jakiś czas jojczy, że chce już dostać to co robię, wszystko jedno co robię ale on to CHCE!!




Powstałe, otwarte z jednej strony "pudełeczka" z tutek napełniamy smaczkami. Dosłownie kilkoma bo ilość ma być symboliczna aby była z jednej strony nagrodą ale również by psiak się nie przejadł. Zamykamy drugą stronę tak jak przygotowaliśmy pierwszą.





Gotowe, zamknięte "pudełeczka" wyglądają mniej więcej tak:




Oczywiście nie wszystko poszło tak jak planowałam ;)




Gotowy "gift- box" wygląda tak:



Możemy od razu dać psu całe pudełko prezentów i patrzeć jak nasz dom staje się jednym, wielkim składowiskiem makulatury ;) albo wydzielać rolki co jakiś czas. Ja użyłam bardzo grubych rolek, nie takich jakie zostają po papierze kupowanym w sklepach. W pracy mamy wielkie, hurtowe rolki papieru, których tutki są większe i dużo sztywniejsze wiec zrobienie tego boxa zajęło mi sporo czasu i wysiłku ale Wisa będzie miała więcej pracy przy wyciąganiu smaków ze środka. 
Mam nadzieję, że spodoba się Wam (i Waszym psiakom) ten pomysł :)

A za około miesiąc czeka nas test suplementu AniFlexi FIT firmy GAME DOG



Przygotowujemy się powoli do rozpoczęcia treningów z obrożą z obciążeniem (jej recenzja też pojawi się na blogu) a AniFlexi FIT jest wspaniałym rozpoczęciem przygotowań :) Wisa na razie bez formy ale w przyszłym miesiącu zacznie pewnie nabierać mięśni i sylwetki :)


Dzięki za czas, który poświęciliście na wejście tu i nie zapomnijcie zostawić komentarza lub polubić mojego Fan Pejdża

poniedziałek, 1 lutego 2016

Recenzja- naturalny gryzak z poroża RogiDogi.

Witajcie kochani!!
Dziś mam dla Was kolejną recenzję. Tym razem jest to recenzja gryzaka. Absolutnie wyjątkowego gryzaka. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że tak pokochamy z Wisą te "kontrowersyjne" żujki. Czemu kontrowersyjne? Ponieważ zanim zdecydowałam się na zakup właśnie tego a nie innego gryzaka zrobiłam dokładny wywiad w internecie. Zastanawiałam się nad zabawkami firmy Kong, ogromnymi kośćmi wołowymi i TYM gryzakiem- porożem firmy RogiDogi. W większości pytani przeze mnie ludzie wypowiadali się bardzo pozytywnie o rogach. Jednak pojawiło się też kilka głosów przeciw- że to niebezpieczna zabawka bo poroże kruszy się na mniejsze kawałki, które pies może połknąć i nie strawi ich bo są zbyt twarde (to w końcu zupełnie inny twór niż kości wołowe), że psy łamią sobie na nich zęby, że odgryzione kawałki mogą stanąć w gardle itp. Postanowiłam jednak przekonać się osobiście jak sprawa wygląda. Od razu powiem, że BARDZO ważne dla mnie było to, że gryzaki pochodzą ze zrzutów jeleni- czyli poroży NATURALNIE zrzucanych co roku przez te piękne zwierzęta. Poroże znajdowane jest potem przez założycieli firmy RogiDogi oraz skupowane od uczciwych poszukiwaczy i przerabiane na gryzaki. Żadne zwierzę nie jest zabijane przez myśliwych, żeby pozyskać poroże. Dla mnie- weganki i zagorzałej przeciwniczki myśliwych- jest to niezwykle ważne. 
Tak więc już dwa dni po złożeniu zamówienia trafiła do nas zgrabna i elegancka paczka :)




W środku znajdował się estetycznie "zapakowany" gryzak oraz śliczny breloczek do kluczy (jestem totalną gadżeciarą więc tym breloczkiem RogiDogi ostatecznie mnie kupiły ;) ).






W przekroju kryje się dodatkowa niespodzianka, którą psiak od razu wyje ze smakiem ;)



Gryzak opakowany jest w estetyczną, kartonową zakładkę, na której znajduje się garść ciekawostek. 






A tu dodatkowo zbliżenie na sam breloczek ;)




A co do samego użytkowania gryzaka- to jest po prostu totalny HIT :) Takiego szału na jakąkolwiek zabawkę jeszcze u psa nie widziałam. Od momentu gdy Wisa po raz pierwszy dostała róg do pyska stał się jej numerem jeden. Ona z nim śpi. Serio. Jak ze smoczkiem. O tak:




Jak tylko się obudzi i przywita z nami rano biegnie po róg i szaleje z nim do śniadania. Po powrocie z każdego spaceru następuje dzika zabawa z rogiem. Róg jest również używany jako przytulanka podczas snu.




Generalnie róg jest "użytkowany" codziennie przez około 3 godziny. To 3 godziny żucia, gryzienia, rzucania nim po podłodze (podłogi średnio to znoszą ale wszystko dla księżniczki), lizania, tarzania się w nim, przynoszenia i aportowania. Gdy w trakcie szaleństw gryzak wpadnie pod kanapę następuje seria przeciągłych, tragicznych jęków, które mają na celu zwrócenie mojej uwagi i udzielenie pomocy. Najczęściej po 5 minutach cały proces się powtarza no ale przecież na tym właśnie polega zabawa. Gryzak NIE kruszy się tylko ściera. Dodatkowo doskonale działa to na psie zęby i dziąsła, masując i pozbywając się kamienia. Wzmacnia również mięśnie szczęk. Sama zabawa to ruch a więc dodatkowa porcja zdrowia dla naszego psa. Co do łamania zębów- producent na swojej stronie umieszcza informację, że gryzaki nie są polecane dla psiaków poniżej 8 miesiąca życia oraz powyżej 10 roku ponieważ ich zęby nie nadają się do gryzienia tak twardych przedmiotów. Warto wejść na oficjalną stronę produktu (link na początku wpisu) bo tam, w dziale "ORogiDogi" można przeczytać zasady bezpiecznego użytkowania gryzaka ;) I wydaje mi się, że tyle wystarczy, żeby zareklamować tą fenomenalną zabawkę. Na bank pozostanie już naszym Numerem Jeden forever :) 



Podsumowując: odwiedźcie stronkę RogiDogi albo ich Fejsbukowego Fan Pejdża i koniecznie spróbujcie czy Wasz psiak też pokocha ich gryzaki tak jak Wisa :)


Naturalny gryzak RogiDogi

Plusy:
+ całkowicie naturalny
+ w 100% wegański (żadne zwierzę nie ucierpiało w trakcie jego produkcji- mega ważne!!)
+ masuje dziąsła
+ czyści zęby z kamienia i zapobiega jego powstawaniu
+ wzmacnia mięśnie szczęk
+ zaspokaja naturalną potrzebę żucia i gryzienia
+ zachęca psa do zabawy zapachem dzikiego zwierza ;)
+ atrakcyjna cena (gryzak wielkości L to koszt 50 zł)
+ inwestycja na kilka (lub nawet kilkanaście) miesięcy

Minusy:
- przy intensywnej i dzikiej zabawie mogą ucierpieć podłogi (Wisa rzuca rogiem po całym domu)
- iiiiiii... to wszystko

Serio. Tylko jeden minus. Ale co ja Wam będę pisać- niech Wasze psiaki same się przekonają :)

Nie zapomnijcie wpaść i polubić mojego Fejsbukowego Fan Pejdża


poniedziałek, 11 stycznia 2016

Metoda klikerowa jako nieoceniona pomoc szkoleniowa.

Witajcie kochani :)
Dzisiejszy wpis otwiera powoli temat metod szkoleniowych i samego szkolenia. Uwielbiam szkolić psy więc temat ten jest dla mnie szczególnie ważny. Jak wiadomo metod i pomocy szkoleniowych jest mnóstwo. Nie zawsze są one właściwe i niektórych z nich ja- jako trener nie akceptuję. A moją ulubioną pomocą szkoleniową jest kliker :) Na początek warto powiedzieć kilku słów wstępu o tym narzędziu szkoleniowym.

Co to jest metoda klikerowa?

Na początku warto wyjaśnić co to w ogóle jest metoda klikerowa i skąd się ona wzięła. Za „ojca” metody klikerowej uważa się Skinnera. To on był jednym z pierwszych, który odkrył i zbadał metodę uczenia poprzez warunkowanie instrumentalne. Natomiast studenci Skinnera przyczynili się do rozpowszechnienia się metody pozytywnego szkolenia zwierząt gdyż sami zaczęli ją stosować. O krok dalej poszedł Fred Simmons Keller, który to jako pierwszy zaczął wykładać na Columbia University psychologię warunkowania instrumentalnego stworzoną przez Skinnera. Wraz z Williamem N. Schoenfeldem opublikowali pierwszą książkę o tej dziedzinie zatytułowaną „Principles of Psychology” wydaną w roku 1947.
Szkolenie zwierząt wykorzystujące warunkowanie sprawcze zyskiwało coraz większą popularność szczególnie pośród studentów Skinnera. Skinner wraz z Marian i Kellerem Brenaldami założyli „Project Pelikan”, który szkolił gołębie na potrzeby wojska. W 1943 roku szkolili różne gatunki zwierząt do pokazów poglądowych w całym kraju. Swoją organizację nazwali „Animal Behavior Enterprises”. Była to pierwsza organizacja używająca metody warunkowania instrumentalnego. W latach 50-tych zaczęli pracować z delfinami. Wtedy dołączył do nich zoolog Bob Bailey. Bo śmierci Kellera Bob i Marian kontynuowali pracę i wyszkolili ponad 140 gatunków ptaków i ssaków stosując dźwięk jako naukowo uzasadnione prawo warunkowania sprawczego.
Warto wspomnieć też kilka słów o samym warunkowaniu instrumentalnym. Najprostsza jego definicja tłumaczy, że jest to forma uczenia się polegająca na wzmacnianiu danego zachowania poprzez system nagród i kar. Najpierw wywołuje się daną reakcję a następnie wzmacnia ją poprzez nagradzanie.

Co to jest kliker i jak się używa?

Kliker to małe, poręczne urządzenie i bardzo prostej budowie. To blaszane pudełeczko ze sprężynką w środku, które przy naciśnięciu cienkiej blaszki wydaje charakterystyczny dźwięk „klik-klak”. To dźwięk, który pies rzadko kiedy może usłyszeć poza momentami szkolenia więc jest świetny do zaznaczania pożądanego zachowania i trudno go pomylić z innym dźwiękiem. Dziś na rynku możemy znaleźć dziesiątki różnie wyglądających klikerów. Mają różne kształty i ton kliknięcia ale wszystkie spełniają swoje zadanie.








Metoda klikerowa daje nam nieograniczone pole do szkolenia naszych zwierząt. Już wcześniej udowodniono, że „wyklikać” można gołębie, kurczaki, delfiny, orki a także papugi, szczury, myszy, lisy, małpy, koty, słonie, konie czy też świnie. Zanim przejdziemy do omawiania metod szkolenia klikerowego warto obejrzeć kilka przykładowych filmików, które prezentują domowe zwierzęta w trakcie szkolenia z pomocą klikera.





Jak widać szkolenie metodą klikerową jest nie tylko przydatne ale sprawia ogromną przyjemność zarówno szkolącemu jak i szkolonemu. Gdy nauczymy już naszego pupila przydatnych komend z podstawowego posłuszeństwa możemy bawić się tą metodą do woli. Możemy na przykład nauczyć naszego psa kłaniać się na komendę, kłaść łapę na oczach w geście udawanego zawstydzenia, turlać się lub udawać martwego lub postrzelonego. To nie tylko doskonała zabawa dla obu stron ale także doskonały sposób na wzmocnienie więzi między opiekunem a jego pupilem. Owocna praca daje szkolonemu zwierzęciu poczucie dobrze wykonanej pracy i zadowolenia opiekuna a nam.. po prostu radość z obcowania ze zwierzakiem na kolejnym poziomie zaangażowania.

Kilka słów o metodach szkolenia.

Zanim zaczniemy na dobre zabawę z klikerem musimy wdrożyć warunkowanie. Zwierzę musi wiedzieć co oznacza dźwięk klikera i czego od niego oczekujemy. Warunkowanie jest bardzo proste i przyjemne. Wystarczy np. dwa razy dziennie (przez około 5- 7 dni) podać psu większą ilość malutkich kawałków ulubionego smakołyku poprzedzając kliknięciem każdy smakołyk. Podajemy około 30- 50 smakołyków w rytmie: klik-nagroda, klik-nagroda, klik-nagroda, klik-nagroda. Po jakimś czasie pies skojarzy dźwięk kliknięcia z następującym zaraz po nim przyjemnym doznaniem (smakołyk). Podawanie smaków i kliknięcia powinno być jednostajne i dynamiczne, żeby pies nie stracił zainteresowania czynnością. Pies szybko pojmie, że po dźwięku klikera następuje podanie nagrody. Gdy uwarunkujemy już szkolonego pupila można przystąpić do szkolenia podstawowych komend. Najprościej wytłumaczyć zasadę szkolenia na przykładzie targetowania.
Do tej sztuczki potrzebny będzie target. To nic innego jak coś co pies może dotykać nosem. Niektóre klikery posiadają wbudowany już target. Natomiast bardzo łatwo możemy przygotować swój własny w domu.







Na zdjęciu jest to przypadkowo znaleziony na dworze patyk owinięty na jednym końcu białym plastrem. To właśnie to odznaczające się miejsce pies ma dotykać na komendę. Do nauki przystępujemy w taki oto prosty sposób: w jednej ręce trzymamy target i kliker natomiast w drugiej nagrodę. Stajemy przed psem, pokazujemy mu target. Pierwszym odruchem zaciekawionego psa będzie powąchanie targetu. Gdy tylko psi nos dotknie patyka natychmiast klikamy, dodajemy komendę „NOS” i dajemy psu nagrodę. Na razie nie zwracamy uwagi czy pies dotyka nosem końca, środka czy 1/3 długości patyka. Zaznaczamy samo dotknięcie. Po kilkunastu- kilkudziesięciu razach pies zrozumie, że słyszy kliknięcie za dotknięcie targetu nosem. Wtedy zaznaczamy kliknięciem i nagrodą tylko moment, w którym pies dotknie nosem zaznaczonej końcówki. To bardzo proste ćwiczenia sprawia dużo radości psom. Możemy zwiększyć „trudność” tego ćwiczenia trzymając target w różnych miejscach: przed nosem psiaka, nad jego głową, bezpośrednio nad ziemią, na wysokości swojej twarzy (jeśli pies jest na tyle duży, że doskoczy do targetu). Gdy już nasz pupil bezbłędnie dotyka nosem końcówki targetu na komendę „NOS” targetem staje się wszystko co nas otacza: pusta, plastikowa butelka, puszka po napojach, wyciągnięty palec, kamień, liść i co tylko przyjdzie nam do głowy. Nauka targetowania to dobry wstęp do „poważniejszych komend”.

A tak wyglądają początki nauki targetowania w praktyce. Na filmie uczyłam naszego poprzedniego rottka Walusia.




A tu już po kolejnej sesji komenda „NOS” opanowana jest o wiele lepiej.




A co w takim razie gdy nasz pies... nie słyszy?

Jeżeli nasz psiak jest głuchy to czy możemy szkolić naszego psa z użyciem klikera? Oczywiście! Ale w tym przypadku dźwięk klikera zastępujemy szybkim zapaleniem i zgaszeniem latarki, która daje ostre i wyraźne światło. Oczywiście nie świecimy psiakowi w oczy tylko obok głowy, tak- żeby widział światło ale żeby nie było to dla niego przykre. Robimy to w rytmie klikera czyli szybkie klik- klik. Włączenie i wyłączenie latarki. Takim sposobem możemy doskonale zaznaczyć porzadane zachowanie u psiaka niesłyszącego.

Po jakimś czasie gdy nasz pupil opanuje już daną komendę i będziemy wdrażać nowe, podajemy smakołyk rzadziej: co drugie kliknięcie, co trzecie. Nagradzamy też psa słownie lub pieszczotą. Tak naprawdę gdy szkolimy psa metodą klikerową to sam dźwięk klikera jest nagrodą a nie smakołyk, który po nim następuje. To właśnie dźwięk klikera oznacza, że nasz psiak wykonał poprawnie zadanie a nasze zadowolenie jest dla niego najlepszą nagrodą.
Musimy jednak pamiętać o kilku bardzo ważnych zasadach, które trzeba stosować by szkolenie klikerowe przyniosło rezultaty i by pies je zrozumiał.

  • Nigdy nie klikaj bez nagrody
Pies musi wiedzieć, że po wykonaniu polecenia zostanie nagrodzony. Jeżeli po dobrze wykonanej komendzie nastąpi kliknięcie ale nie pojawi się nagroda będzie zawiedziony. Nie było wzmocnienia. To oznacza podważenie zasady szkolenia. Z czasem dźwięk klikera straci swoją moc a psiak przestanie na niego reagować.

  • Nigdy nie podawaj nagrody bez wcześniejszego sygnału
Nasz pupil uczy się, że po dźwięku pojawia się nagroda. Nie utrzymywanie stosunku klik-nagroda jest podważeniem metody szkolenia, w którą pies już się wdrożył. Jeżeli nagle zaczniemy podawać nagrody bez zaznaczenia dobrze wykonanej czynności klikerem psiak nie będzie wiedział za co właśnie go nagrodziliśmy. Tylko psy, które mają komendę wyuczoną do perfekcji nie zrażą się gdy za 3, 5, 8 czy 12 razem nie dostaną nagrody.

  • Rób 3- 4 sesje treningowe dziennie trwające po 5- 8 minut niż jeden długi 25 minutowy trening. Nie ćwicz ciągle tego samego.
Pies zmęczy się i zniechęci po długim i wyczerpującym treningu. Łatwiej też będzie się rozkojarzał i znudzi się ciągłym ćwiczeniem tego samego.

  • Jeżeli pies nie radzi sobie z komendą cofnij się ze szkoleniem o kilka kroków.
Jeszcze raz przećwicz z nim to co już umie gdyż pies inaczej zniechęci się do ćwiczenia, którego nie umie dobrze wykonać.

  • Przerwij gdy robicie postępy.
Lepiej przerwać dobrze wykonywane komendy i zakończyć sesję treningową z poczuciem sukcesu niż stawiać poprzeczkę coraz wyżej i wyżej co w końcu doprowadzi do pomyłki psiaka i zachowanie się sypie.

  • Jeżeli tylko czujesz, że zaczynasz się irytować natychmiast przerwij sesję.
Twoje nastawienie psychiczne jest niezwykle ważne gdyż pies doskonale wyczuwa nastrój w jakim się właśnie znajdujemy. Jeżeli zaczniemy się złościć na psa on też zacznie się stresować co spowoduje coraz częstsze pomyłki i cała sesja skończy się przykrą porażką dla psa. NIGDY nie popychamy, nie szarpiemy i nie uderzamy psa jeśli źle wykonuje komendę lub myli się. Zróbmy natychmiast przerwę, idźmy do kuchni czy na balkon, odetchnijmy. I nigdy nie zostawiajmy psa nie dokańczając pozytywnie szkolenia. Pies ma czerpać z tych sesji radość i satysfakcję. Jeżeli będzie sfrustrowany lub zawiedziony- nie będzie chciał ćwiczyć.

  • Baw się dobrze ze swoim psem!
Pamiętaj, żeby nauka sprawiała Tobie radość a PRZEDE WSZYSTKIM dawała satysfakcję Twojemu psu. Jego życiowym celem jest dostarczanie Ci radości i nic nie sprawi mu większej radości niż Twoje zadowolenie.


Jeśli powyższy tekst Cię zainteresował to bardzo się cieszę. Jeśli dzięki niemu podjąłeś decyzję o wdrożeniu klikera do pracy z psem- to wspaniała decyzja. Kliker jest pomostem między Tobą a psem, dzięki któremu możesz w jasny i prosty sposób rozmawiać ze swoim przyjacielem. To nieoceniona pomoc szkoleniowa i najłatwiejszy sposób by pokazać psu o co naprawdę Ci chodzi. Życzę miłej pracy i zabawy :)

czwartek, 17 grudnia 2015

Sterylizacja i kastracja- czy warto. Fakty i mity.

Witajcie :)
Dzisiejszą notkę popełniam po części dlatego, że w poniedziałek Wisia w końcu przeszła zabieg sterylizacji. Mimo, że jest psem rodowodowym NIGDY nie zamierzałam jej rozmnażać gdyż jestem zwolenniczką adoptowania psów a nie kupowania. Sam fakt, że mam Wiskę też jest pewnego rodzaju zbiegiem okoliczności. Nigdy nie zdecydowałabym się na psa rodowodowego, bo nasze 3 poprzednie psy pochodziły ze schronisk/fundacji. Prawie rok po odejściu naszego rottweilera Walusia zaczęłam rozglądać się za kolejnym psem. Tym razem potrzebowałam psa młodego i względnie bezproblemowego, gdyż chciałam z nim pracować i zdawać egzaminy. Znajoma hodowczyni zaproponowała, że odda mi jedną ze swoich suk w prezencie jeśli potrzebuję psa do pracy. Wisa jest moim pierwszy i ostatnim rodowodowym psem ;) I skoro nie zamierzam jej rozmnażać to nie widzę powodu, żeby raz na około pół roku przechodziła burzę hormonalną. Moim zdaniem powinien być ogólny przepis nakazujący sterylizację WSZYSTKICH psów nierasowych. To rozwiązałoby problem przepełnionych schronisk, domowego "utylizowania" niechcianych szczeniąt i kociąt i wielu innych tragedii. 
Co do samego zabiegu: najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie czym jest kastracja a czym sterylizacja. 
Kastracja suki (potocznie nazywana sterylizacją lub profesjonalnie owariohysterektomią) to chirurgiczne usunięcie jajników i macicy, czyli źródła estrogenu i progesteronu u suk.
Kastracja psa (gonadektomia) polega na eliminacji źródła testosteronu poprzez usunięcie jąder. (James O'Hear "Zachowania agresywne u psów")
  
Kiedy najlepiej przeprowadzić zabieg?                                                                                       Najlepiej jest przeprowadzać kastrację, kiedy zwierzę jest młode i zdrowe (mniejsze ryzyko narkozy). Dla samców optymalnie po ukończeniu 7 m-ca życia (zakończony już jest rozwój cewki moczowej), zaś u samic po odbyciu pierwszej cieczki. Najkorzystniej jest 2-3 miesiące po cieczce. Ciekawe obserwacje umieszcza w swojej książce James O'Hear: (...) sterylizacja suk ma wpływ jedynie na dwa zachowania: "agresję dominacyjną" wobec właścicieli oraz nieopanowane jedzenie. Po zabiegu zachowanie agresywne nasilało się. Taki efekt zaobserwowano tylko w przypadku suk wysterylizowanych przed 12 miesiącem życia., które już wcześniej demonstrowały zachowania agresywne. Gdy zabieg przeprowadzono po 12 miesiącu, nie było ryzyka wzmożonej agresji. Hart i Eckstein wskazują na to, że suki pozostają pod działaniem progesteronu przez dwa miesiące po cieczce, więc sterylizacja w tym okresie powoduje nagłe usunięcie źródła hormonu (który wpływa uspokajająco na zwierzę). Uważa się, że ten spadek progesteronu u niektórych osobników może powodować irytację lub agresję.
Widzimy więc, że sukę możemy sterylizować dopiero 2- 3 miesiące PO zakończeniu cieczki. 
Sterylizacja nie ma żadnego negatywnego wpływu na rozwój psychiczny i fizyczny zwierzaka. Młode zwierzęta wracają do zdrowia w ciągu kilku dni po zabiegu. Faktem jest, że kiedyś sterylizacja suki była zabiegiem bardziej inwazyjnym gdyż nacięcie, które wykonywał weterynarz miało około 15 centymetrów długości. Rana goiła się długo i trzeba było bardzo uważać na sukę przez kilka dni po zabiegu. Obecnie nacięcie ma kilka centymetrów długości. U Wiski kilkanaście godzin po operacji rana wyglądała tak:






Kilka godzin po zabiegu Wisa wyraźnie źle się czuła, zwróciła dużą ilość pomarańczowego płynu (do teraz nie wiem co to było bo była na czczo) co przyniosło jej wyraźną ulgę. Następnego dnia podałam jej rano i wieczorem tabletkę przeciwbólową, którą dostałam od weta. Pies jak nowy. Jakby żadnego zabiegu nie miał kilkanaście godzin wcześniej. Na spacerze ogon w górze, uszy postawione, żywo zainteresowana wszystkim dookoła. Oczywiście zarówno psa jak i sukę oszczędzamy przez kilka dni po zabiegu. Uważamy, żeby pies nie wylizywał rany bo może rozgryźć szwy a poddanie psa kolejnej narkozie w ciągu tak krótkiego czasu nie jest dobre dla zdrowia. Od weterynarza powinniśmy dostać albo specjalne ubranko dla suki ale kołnierz (zarówno dla suki i psa). Wisa to na szczęście pies- Anioł i w ogóle nie interesuje się raną ;) Dziś jest czwartek i rana wygląda tak:


Nigdy dotąd nie miałam w domu suki po sterylce więc taki szybki powrót do pełnej sprawności był dla mnie zaskoczeniem. 
Wokół samego zabiegu narosło mnóstwo mitów, z którymi postaram się uporać i podrzucę też kilka faktów.

MIT numer 1
SUKA MUSI MIEĆ PRZYNAJMNIEJ RAZ W ŻYCIU SZCZENIAKI.
Bzdura. Urodzenie szczeniąt nie ma żadnego zbawiennego, zdrowotnego wpływu na sukę. Wręcz odwrotnie- sama ciąża, poród i wykarmienie szczeniąt to ogromne obciążenie dla organizmu. 

MIT numer 2
PO KASTRACJI ZWIERZĘTA BARDZO TYJĄ.
Bzdura. PO zabiegu metabolizm naszego pupila faktycznie ulega spowolnieniu i zwierzęta mają lekko zwiększoną tendencję do tycia ale nie oszukujmy się to MY mamy jedyny wpływ na tuszę naszego zwierzaka. Podając mu po prostu odpowiednio zmniejszoną dawkę jedzenia i zwiększając nieco ruch unikniemy wahania wagi po zabiegu. 

MIT numer 3
KASTRACJA/STERYLIZACJA TO KRZYWDZENIE ZWIERZĘCIA.
Ten argument denerwuje mnie chyba najbardziej. Szczególnie gdy wypowiada to facet trzymający na smyczy swojego amstaffa, "Jak mu utnę jaja to mu zrobię krzywdę, to tak jak sam bym sobie jaja uciął" albo "nie chcę psa pedała bez jaj" (serio, usłyszałam to od jednego kolesia, który chciał adoptować "wilczura" w schronisku- zrezygnował gdy usłyszał, że tu wszystkie psy są kastrowane). Kastrując/sterylizując swojego pupila nie robimy mu krzywdy. Pies nawet nie mia świadomości, że coś mu wycięto!! Pies nie wie, że ma jądra i że po kastracji nagle ich nie ma. Bo niby skąd ma to wiedzieć??  

MIT numer 4
PO ZABIEGU ZWIERZĘTA CZĘŚCIEJ CHORUJĄ.
Wręcz przeciwnie!! Rzadziej zapadają na infekcje dróg moczowych, są o wiele mniej narażone na zachorowanie na nowotwory jąder i najądrzy (samce) oraz gruczołu mlekowego i ropomacicza (samice). Fakt, że u sterylizowanej suki może wystąpić powikłanie w postaci nietrzymania moczu ale dotyczy to na szczęście tylko 2% zwierząt i naprawdę nie jest to kłopotliwe gdyż są na to leki, które eliminują problem.

MIT numer 5
ZABIEG JEST RYZYKOWNY
Tak- jak każdy. Nie zapominajmy, że przeprowadza go lekarz weterynarii. Środki używane do narkozy są dobierane indywidualnie do zwierzaka. Wybierając dobrego weterynarza ryzyko jest minimalne. 

MIT numer 6
STERYLIZACJA/KASTRACJA JEST NIENATURALNA.
Naprawdę? Udomowiliśmy psy i od tego momentu jesteśmy za nie odpowiedzialni. Nie tylko za naszego psa ale za jego dzieci i ich dzieci i kolejne pokolenia psów. Zobaczcie jak może to wyglądać:



NIGDY nie masz pewności co stanie się z dziećmi Twojego nierasowego Fafika, które rozdasz nawet znajomym. Dobre hodowle (zarejestrowane w ZKwP) utrzymują stały kontakt z domami, w których znajdują się ich szczenięta. Miliony zwierząt co roku umiera porzuconych na ulicy, z głodu, potrąconych przez samochody, z braku odpowiedniej opieki. Ślepe mioty są w okrutny sposób zabijane albo porzucane na śmierć w lesie albo parku... Czy leczenie zwierząt jest naturalne? Czy szczepienia są naturalne? Czy całe życie i śmierć w schronisku są naturalne? Sterylizacja jest w tym przypadku najlepszy, nienaturalnym rozwiązaniem. 

MIT numer 6
MOJA SUCZKA JEST TAKA ŚLICZNA, SZCZENIACZKI PO NIEJ BĘDĄ SŁODKIE!!
Tak, jest również nierasowa. Przejdź się do najbliższego schroniska i zobacz do czego niestety doprowadza takie myślenie... Szczeniaków rodzi się 8 albo i 10. Rozdać uda się tylko 5. Co z resztą? Reszta najprawdopodobniej trafi do schroniska. Przemyśl to zanim bezmyślnie rozmnożysz.

MIT numer 7
NIE POTRZEBUJĘ ZABIEGU, UMIEM DOPILNOWAĆ SWOJEGO PSA.
Psy czujące sukę z cieczką może prezentować zachowania, których właściciel po prostu się nie spodziewa. Może przeskoczyć ogrodzenie, podkopać się pod nim, przegryźć siatkę, zerwać się ze smyczy, wyrwać z obroży i zrobić wiele innych rzeczy, które zakończą się jego ucieczką i nieplanowanym miotem. To samo dotyczy suk w rui. 

Takich mitów jest niestety o wiele więcej. Gdybym chciała opisać wszystkie notka byłaby dwa razy dłuższa a szczerze mówiąc marzę teraz o tym, żeby zakopać się pod kołdrą i odpocząć bo będąc dziś na pierwszym długim spacerze z Wisą (po zabiegu) zabłądziłyśmy w lesie ;) Wróciłam zmęczona i zziębnięta więc uciekam do łóżka. Zapraszam Was na Fejsowego Fan Pejdża i do dzielenia się Waszymi przemyśleniami dotyczącymi kastracji i sterylizacji :)
Pozdrawiamy z Wisią <3





Źródło: James O'Hear "Zachowania agresywne u psów. Analiza przypadków, zapobieganie i terapia behawioralna" wydawnictwo GALAKTYKA 2007 r.